Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

próżno siliłby się ten, ktoby chciał takiemu facetowi wytłumaczyć, że on brzydki i że nie ma na co tak długo patrzeć. To jednak tylko śmieszne i nic więcej, ale gdy eleganci i elegantki chcą uchodzić za cywilizowanych i zaczynają się już ubierać z europejska, to prawdziwe utrapienie. Wysztuceruje się to wszystko już nie według mody, ale chyba według wszystkich możliwych mód naraz; a że czarni wogóle z natury nie pachną, więc każdy i każda stara się dostać jakie tylko może perfumy i pomadę. Gdzie zaś co znajdzie, wszystko na siebie pakuje i stąd taka mieszanina zapachów, że nie wiem, czy najlepszy chemik potrafiłby sfabrykować coś podobnego. Gdy się eskadron takich elegantów i elegantek wsypie do kościoła, to, kto wie, czyby się świece mogły palić, gdyby nie było przeciągu w kościele. Rozdając kiedyś Komunję św. w Tananariwie, byłem w kłopocie, co z nosem zrobić. Smród trędowatych zdaje się znośniejszy od tych pachnideł, bo choć to wprawdzie porządny smród, ale jeden tylko, a nie taka mieszanina zapachów, z których co jeden to nudniejszy od drugiego. Proszę jednak tych modnisiów nie posądzać o ochędóstwo, bo o to, zdaje się, wcale nie dbają, niby się wymyją i wysztucerują, a w tych napomadowanych włosach i naperfumowanych odzieniach tyle nieraz zwierzyny (na którą się poluje nie strzelbą, ale gęstym grzebieniem), że gdyby to mogło być sprzedawanem choćby jak najtaniej, to właściciele byliby z pewnością miljonerami. Trafiają się co prawda i wyjątki w tej mierze, t. j. tacy, co nie posiadają wcale zwierzyny na sobie, ale to wyjątki tylko i, o ile wiem, wcale nieliczne.