Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czystości narodowe i t. p. rzeczy, dobre to jest, ale czy będzie za to nagroda w przyszłem życiu, to pytanie, na które odpowiedzi jeszcze niema, boć to wszystko rzeczy czysto ziemskie, doczesne, z których korzyści niekoniecznie wiele jak dla tych, którzy urządzają, tak dla tych, którym urządzają. Poratować zaś bliźnich w takiej nędzy będących jak trędowaci, to czysty zysk, jak w tem tak w przyszłem życiu. To wszystko rozważywszy, zdecydowałem się prosić drogiego Ojca o umieszczenie takiego artykułu w »Misjach«, a może przez to przyspieszyć pomoc moim nieszczęśliwym chorym i ściągnąć błogosławieństwo Boskie na nasz biedny kraj. Zresztą ja tylko proszę, a Ojciec niech zrobi, jak będzie uważał w Panu za lepsze. Mnie się zdaje, że mam dostateczny powód do proszenia o przyspieszenie jałmużny, ale nemo judex in causa sua, więc decyzję i przychylenie się do mojej prośby lub nie, zostawiam zupełnie drogiemu Ojcu.
Nie pamiętam, czy już o tem pisałem czy nie, ale coś mi się zdaje, że chyba jeszcze nie. Sprawdza się zupełnie na Malgaszach łacińskie przysłowie: de gustibus non disputandum. Spostrzegłem, że jeżeli nie ogół, to przynajmniej bardzo wielu pomiędzy nimi ma zanadto wygórowane pojęcie o swojej piękności, którą wcale nie grzeszą. Widziałem niejednego przed kawałkiem lustra, przypatrującego się swojej facjacie, sam nie wiem, jak długo. O stracie czasu mowy tu niema, bo u Malgaszów czas taką ma wartość, jak u nas przeszłoroczny śnieg. Ale co śmieszne to śmieszne. Nieraz brzydki człowieczysko jak kuzynek belzebuba, a napatrzyć się na siebie nie może. Zdaje się, że na-