Strona:Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ny y kilku znacznych zabitych. Padre d’Aviano, który mię sie nacałować nie mógł, powiada, że widział gołembicę biało nad woyskami sie naszemi przelatuionco. My dziś za nieprzyiacielem się ruszymy w Węgry. Elektorowie odstompić mię nie chco. To takie nad nami błogosławieństwo Boże; za co mu niech bendzie na wieki cześć, sława y chwała! Kiedy iuż postrzegł Wezyr, że wytrzymać nie może, zawoławszy Synów do siebie, płakał iako dziecie, potem rzekł do Hana: „ty mię ratuy ieśli możesz.“ Odpowiedział mu Han: „my znamy Króla; nie damy mu rady, y sami o sobie myśleć musimy, abyśmy się salwować mogli.“ Gorąca tu mamy tak srogie, że prawie nie żyiemy, tylko piciem. Teraz dopiero znaleziono okrutną ieszcze moc wozów z prochami y ołowiem. Ia nie wiem czym iuż oni bendą strzelali. W ten moment daią nam znać, ze ostatnie kilkanaście Działek małych letkich porzucił nieprzyiaciel. Już tedy wsiadamy na koń ku Wengiersklej stronie prosto za nieprzyiacielem: y iakom dawno wspominał, że się da P. Bóg, w Stryiu aż z sobą przywitamy, gdzie P. Wyszyński niech każe kończyć kominy y stare poprawiać budynki. List ten nailepsza gazeta, z którego na cały świat zrobić gazetę, napisawszy, que c’est la lettre du Roy a la Reine. Xionżenta Saski y Bawarski, dali mi słowo, y na kray świata iść zemną. Musimy iść dwie