Strona:Listy śp. Adama Mickiewicza do Pani Konstancyi.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
LIST PIĄTY.






Kochana Pani Konstancyo.


Przewidywałem trud twój w interesie o którym mi piszesz, przewidywałem opór. Boją się przeczuć, o ile są winni. Chcieliby koniecznie wmowić w siebie i drugich, że są bohatyrami. Wstręt od spowiedzi, bez której niemasz szczerości, niema postępu, okrywają wybiegami, uciekając się do praw pozytywnych, i do stosunków miejscowych. Na to niema sposobu ludzkiego; jeśli zrobiłaś coś mogła, resztę zostaw opatrzności. Ma ona środki wyciśnienia z człowieka prawdy, jeśli on dobrowolnie do prawdy podnieść się niechce.
Zależało wszystko od przyjęcia idei. Idea prawdziwa dobrowolnie wzięta, rośnie i daje środki dzwigania człowieka. Gwałtem ją wrzucać nie godzi się. Dla tego pismo tobie powierzone zachowaj u siebie i nikomu niepotrzebnie niekomunikuj.
Spodziewam się, żeś zdrowa. Spodziewam się, że nieopuszczasz się i wewnętrznie siebie budujesz, i zewnętrznie oswobadzasz się od trosk i cierpień urojonych troszcząc się tylko o dobro istotne, o postęp nasz i drugich.
Dedykacya o któréj mi wspominasz, nie zdaje mi się właściwa, z wielu powodów, któreby długo było wyliczać.