Przejdź do zawartości

Strona:Liote.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 181 —

tych dwu nie posłyszeć. Mogła wkoło nich przekleństwami plwać zajadłość kobieca, mogła złość gotować się i pryskać, mogła się rozkiełznać mowa, o uszy im obijać się mogły opowiadania niewstydliwe, zwierzenia na głos czynione niezbyt skromne, oskarżenia jednych na drugie miotane, najgorsze. Co im do tego.
W tem codziennem, zwykłem piekle sali fabrycznej kobiecej, w tym rozgwarze od rana do nocy trwającym, pośród tego wrzasku skupionej w jedno miejsce biedy i ciemnoty, która własne rany z dziką zajadłością rozdrapując, próbuje ból zagłuszyć krzykiem, swarliwością i udanym najczęściej, sztucznym, jakimś podnieconym bezwstydem — niektóre, a w ich liczbie Agnieszka z matką — umiały odnaleźć przyjemność ze samej roboty płynącą.
One lubiły robotę niekoniecznie dla samych rubli trzech i kopiejek kilkudziesięciu cosobotnich, ale jeszcze i dla zaprzątnięcia myśli nią, dlatego, że ona cościś w nich zapełnia, nasyca a również coś na uwięzi trzyma, a to — gdyby głodne i wolne było — tedy by skomlić poczęło a szarpać wnętrze człowieka tęsknicą, upragnieniami.