Strona:Liote.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 179 —

ciała, ze swej siły, ze swego wdzięku, który — że jest i że urok od niego na ludzi bije — każda wie, czuje, choćby w zwierciadło nigdy nie patrzała i świadomość ta każdą cieszy lub bawi. Pierwsza lepsza dziewucha wiejska w kawałku stłuczonego lusterka się przejrzy i zaraz rozśmieje się, nie wie czego — i nie wie, czy do chłopców, czy do siebie samej, czy do świata całego — a śmieje się.
Agnieszka nigdy się tak nie śmiała. Suteryna śmiech jej wyssała i lękiem jakimś posępnym ją napoiła.
— Cóż z tego, żem nie brzydka? Na co moja uroda. Z nią, czy bez niej — zmarnieć mi przyjdzie, dni swoje potyrać, uwiędnąć.


V.

Obie z matką pracowały w jednej fabryce, wyrabiającej koronki. Obie robotnice dobre, ze wszystkich chyba najcichsze i najpracowitsze.
Nie, żeby chciały cichością swoją wyróżnić się, lub lepszemi od innych się okazać, nie, żeby tak strasznie na zarobek większy łakomemi były i chciwemi — jak są niektóre —