Strona:Liote.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 99 —

Wreszcie tkwił w nim jeszcze jeden rys zepsucia na gruncie chorobliwym. Trawiły go przedwczesne, nienaturalne popędy. Na twarzy jego widziało się nieraz dziwne wypieki. Jeśli się bawił z innemi dziećmi, to zawsze w ukryciu przed okiem starszych.
Chłopiec ten, jeszcze będąc małym, z pewnością znieprawił niejednego z rówieśnych, wtajemniczając ich w rzeczy, które nieustannie jego chorobliwą ciekawość niepokoiły.


II.

Trudno upatrzeć twarz bardziej śpiczastą. To już nie owal wydłużony, lecz poprostu — klin.
Ku ostrzu podbródka, kępką rzadkich włosów obrosłego, zbiegają jak promienie po zapadłych policzkach fałdy skóry; podłużne linie tych zmarszczek i głębokich wyżłobień jeszcze wydatniejszą czynią klinowość niezwykłego oblicza.
Nos długi; wąsy z twardych, nastroszonych włosów przysłaniają górną wargę.
Dwie fałdki, po obu stronach nosa opadające poniżej kątów ust, mieszczą w sobie tajemnicę zawodu Sitoka. One to do stopnia