Strona:Liote.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 94 —

Wogóle niemiłe osiągało się ze znajomości z nim wrażenie. Pomijając brud jego odzieży, świecący ohydnym połyskiem tłuszczu na rękawach, kołnierzu i klapach surduta, pomijając swoisty odór, którym osoba Sitoka przesyconą była, — trudnoby zaprzeczyć, że i duchowe cząstki istoty jego bynajmniej nie pachniały. Są dusze cuchnące.
Patrząc na ułomność cielesną i duchową tego człowieka, nie chce się wierzyć, żeby on był pędem od potężnego i wspaniale rozrastającego się w krzepkości i zdrowiu pnia ludu wiejskiego. Ale tak jest.
Sitok pochodzi z małej, nędznej wioski, rzuconej na jedną z tych nizin, które ludziom tak trudno ubłagać o dostateczną dla ich wyżywienia ilość płodów ziemi. Pomarszczona gdzieniegdzie w żółte fałdy wydm piaszczystych, miejscami znów zapada nizina owa w wymiękłe, tatarakiem porosłe mokradła. Żyta tu zawsze liche i ziemniaki się nie udają.
Rodzinną wioskę Sitoka w dość dużym promieniu nazywają głodną wsią. Więcej mieści ta nazwa pogardy, niż współczucia; zwłaszcza brzmi ona nieżyczliwie w ustach mieszkańców poblizkiej osady. — Nikt łatwiej