Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wyjechał był do Rzymu przed kilku laty, teraz powrócił. Byłem dziś u niego.
Dreszcz wstrętu przebiegł po całym młodzieńcu.
— Wiedziałam, że coś zaszło — rzekła z wzmagającem się zajęciem. — Nigdy nie lubiłam Messali, opowiedz mi wszystko.
Juda zamyślił się, a na jej powtórne zapytanie rzekł tylko: Bardzo się zmienił i nic już nie chcę mieć z nim wspólnego.
Skoro Amra wyniosła tacę, opuścił i on komnatę, udając się z terasy w górę na dach.
Dach na Wschodzie rozmaitym służy celom. W czasie dni letnich szukają mieszkańcy chłodu i wypoczynku w cienistych komnatach swych zabudowań; za to, gdy wieczór zapadnie, wychodzą na dach, który służy im za miejsce zabawy, sypialnię, miejsce rodzinnych zebrań, modlitwy itd. Dlatego też tak wygodnie i z przepychem urządzali mieszkańcy Wschodu dachy swych domów. Szczytem przepychu były owe napowietrzne ogrody babilońskie. Juda przeszedł wolno platformę dachu i szedł do izby we wieży, a uchylając wpół już podniesioną zasłonę, znalazł się wewnątrz pokoju. W czterech ścianach, wieży mieściły się otwory, niby drzwi, przez które zaglądało niebo zasiane gwiazdami. U jednego z otworów ujrzał kobietę opartą o poduszki dywanu i całą w białych, lekkich draperyach. Na odgłos jego kroków wachlarz znieruchomiał w jej rękach, a gdy światło gwiazd nań padło, zaświecił klejnotami, w które był oprawny; podniosła się i zawołała go po imieniu:
— Juda, mój syn.
— Tak, matko, to ja przychodzę — odpowiedział, przyspieszając kroku. Gdy się do niej przybliżył, ukląkł; ona objęła go rękoma, całując i przyciskając do piersi.
Kobieta zajęła napowrót miejsce na poduszkach, syn zaś usiadł niżej na dywanie, opierając głowę na jej kolanach. Patrzyli poprzez dachy niższych domów sąsiednich na niebieskawy łańcuch dalekich wzgórz i na gwiaździste niebo. W dole spoczywało w głębokim spokoju miasto, tylko wiatr kołysał wierzchołkami drzew.
— Amra wspomniała mi, że cię coś niemiłego spotkało — mówiła z uśmiechem, gładząc twarz syna. — Póki byłeś dzieckiem,