— Co chcesz?
— Zostawiam to woli twojej, Amro. Nie jestem chory, ale nic mnie nie zajmuje. Życie nie zdaje mi się tak pięknem jak dziś rano. Nowa boleść zraniła mi duszę, nowa to choroba. A ty, Amro, która mnie znasz tak dobrze, która zawsze byłaś mi pomocną, pomyśl o takiem pożywieniu, któreby mi zarazem było lekarstwem. Przynieś więc co sama uznasz za stosowne.
Pytania Amry i spokojny, sympatyczny głos jej dowodziły, że przywiązanie łączyło serc tych dwoje. Gdy mówił, położyła mu rękę na czole, a zadowolona jego prośbą, rzekła: postaram się.
Po chwili wróciła, przynosząc na drewnianej tacy dzban mleka, kilka ułamków białego chleba, delikatne z mielonej pszenicy ciasto, pieczyste z ptaka, miód i sól. Na jednym rogu tacy stał srebrny puhar napełniony winem, na drugim świeciła ręczna lampa.
Teraz dopiero można przypatrzeć się oświeconej komnacie. Ściany jej były gipsowane; powała belkowana, dębowa; podłoga układana ozdobnie z cegieł niebieskich i białych, kunsztownie rżniętych, bardzo trwałych. Kilka krzeseł o rzeźbionych nogach, dywan trochę wyższy niż podłoga, niebieskiem suknem, a w części kołdrą w białe i niebieskie pasy okryty, stanowiły urządzenie pokoju.
Amra przysunęła krzesło do dywanu, na którym spoczywał Juda, postawiła na niem tacę, a sama uklękła, aby mu służyć. Jej ciemną twarz łagodziło w tej chwili wejrzenie pełne prawie macierzyńskiej miłości. Mogła mieć około lat pięćdziesięciu. Biały turban okrywał jej głowę, ukazując końce uszu, w których tkwił znak jej służebnictwa, gdyż były one przekłute grubem szydłem. Była niewolnicą egipskiego pochodzenia; nawet uświęcona pięćdziesiątka nie uwolniła jej, lecz onaby danej jej wolności nie przyjęła nawet, gdyż młodzieniec, któremu służyła, był jej życiem i za nicby go nie opuściła. W niemowlęctwie wykarmiła go, w dziecięctwie wypiastowała a i teraz uważała się za nieodzownie potrzebną, zawsze uważając go za dziecię swoje.
Raz tylko przemówił wśród wieczerzy.
— Czyż przypominasz sobie, Amro — rzekł — owego Messalę który dawniej po całych dniach u mnie przebywał?
— Przypominam go sobie.
Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/67
Wygląd
Ta strona została skorygowana.