Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy Judzie otwarto furtkę, przeszedł ją, oddając szybko nizki ukłon odźwiernemu i wszedł w wązki kurytarz wybrukowany kamieniami, podobny do tunelu. Po obu stronach stały ławki kamienne, zbrudzone i wyżłobione od długiego używania.
Minąwszy kurytarz, zeszedł z dwunastu lub piętnastu schodów na podwórze, które, z wyjątkiem wschodniej strony, gdzie stał tylko mur, otoczone było dwupiętrowymi domami. Tu krążyli w tę i ową stronę służący wśród hałasu trzeszczących kół młyńskich; na długich wyciągniętych sznurach wisiały suknie i bielizna; kury i gołębie przelatywały tu i tam, w zagrodach niżej położonych kozy, krowy, osły i konie używały spoczynku lub pasły się. Wszystko, cokolwiek tu było, jakoteż stojące na pośrodku koryto z wodą, świadczyło, że to podwórze służyło do gospodarskich celów. We wschodnim murze umieszczona brama wiodła dalej.
Minąwszy kurytarz, podobny poprzedniemu, wszedł młodzieniec na drugie podwórze, obszerne, wysadzone krzewami i winem, utrzymywane w nadzwyczajnym porządku. W tej części pałacu panowała wielka czystość, nigdzie pyłu, nigdzie nawet ożółkłego liścia na krzaku, wszystko świadczyło o wysokiem stanowisku rodziny pałac zamieszkującej.
Na to podwórze wszedł Juda, zwrócił się na prawo i szedł ścieżką, wiodącą wśród rozkwitłych krzewów ku drzwiom zasłoniętym kotarą (kotara tyle co zasłona). Minąwszy drzwi, wszedł do komnaty. Ciemno już tu było, — doszedł do dywanu, rzucił się nań i ukrył twarz w dłoniach.
Gdy wieczór zapadł, stanęła w progu komnaty kobieta i zawołała nań po, imieniu. Odpowiedział, a ona weszła.
— Już po wieczerzy i noc zapadła. Nie jestżeś, synu mój, głodnym? — spytała.
— Nie — odpowiedział.
— Czyś chory?
— Nie, śpiący jestem.
— Matka pytała o ciebie.
— Gdzież jest?
— W letnim domu, na dachu.
Odwrócił się i usiadł.
— Dobrze. — Proszę cię, przynieś mi co jeść.