Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ażaliż nie jesteś stróżem gospody? — zapytał znów Baltazar.
— Jestem.
— Czego król chce od nas?
— Posłaniec jego jest tam, niechaj wam odpowie.
— Powiedz mu, aby oczekiwał naszego przybycia.
— Dobrze uczyniłeś, mój bracie — rzekł Grek, gdy stróż poszedł. — Widocznie rozniosła się wieść o naszem przybyciu i celu naszej podróży. Dowiemy się, z jaką posłaniec przyszedł wiadomością.
Wstali, wyłożyli sandały, przepasali szaty i poszli.
— Pozdrawiam was, życzę pokoju i przepraszam, ale król mój i pan, posłał mnie z prośbą do was, abyście spiesznie udali się do pałacu, gdzie z wami pragnie pomówić na osobności.
Tak poseł spełnił swoje poselstwo.
Kaganiec wisiał u wejścia gospody, przy jego świetle spojrzeli Mędrcy po sobie i poznali, że Duch jest z nimi. Wtedy Egipcyanin przystąpił do stróża i rzekł tak, aby go nikt nie słyszał: Wiesz, gdzie są złożone nasze wory w podwórzu i gdzie spoczywają nasze wielbłądy. Skoro pójdziemy, przygotuj wszystko do naszego odjazdu, — w razie gdyby tenże okazał się potrzebnym.
— Idźcie w pokoju, możecie mi zaufać — odrzekł stróż.
— Wola króla, naszą jest wolą — rzekł Baltazar do posła, — prowadź nas.
Ulice Jerozolimy były wówczas tak samo wązkie jak teraz, ale nie tak nierówne i brudne, bo Herod dbał o porządek i czystość. Idąc za posłem, pogrążyli się Mędrcy w milczeniu. Przy jasnem świetle gwiazdy, tem jaśniejszem, że po obu bokach często mieli mur, ginącem czasem znów poza szczytami domów, zeszli z pagórka. W końcu stanęli przed bramą pałacu.
Przy świetle ogni, palących się w dwóch wielkich kotłach, zobaczyli ogólne linie budowy, oraz kilku ze straży opartych na broni. Przez przejścia pod arkadami, przez podwórza i kolonady nie zawsze oświecone, przez liczne schody, niezliczone komnaty i cele, szli niepytani i niezatrzymywani, aż ich zaprowadzono do wieży niezwykle wysokiej. Tu nagle zatrzymał się przewodnik a wstępując w otwarte podwoje, rzekł: