Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zmieni stan rzeczy, niestety, Ben-Hur zaledwie utrzymuje się przy boku wroga.
Na wschodniej stronie cyrku towarzystwo Simonidesowe zachowywało się spokojnie, ale kupiec pochylił głowę, Ilderim targał brodę i spuścił tak powieki, że z poza nich źrenice zaledwie widać było. Estera z trudnością oddychała, jedna Iras nie traciła humoru.
U końca szóstego objazdu walczący zrównali się znowu i tak dotarli do pierwszej mety. Messala lękając się stracić miejsca, zbliżył się teraz do muru tak blizko, że każdej chwili mógł o niego rydwan roztrzaskać. Gdy minęli zakręt, nie można już było rozróżnić, który którędy jechał, bo jednę tylko zostawili kolej.
W przejeździe spostrzegła Estera, że twarz Ben-Hura była bledszą.
Simonidesa, jako znawcę ludzi, nie przestraszyła ta zmiana, owszem rzekł do Ilderima: zdaje mi się, Szeiku, że Ben-Hur ma jakiś zamiar. Na twarzy jego widzę postanowienie.
Ilderim odpowiedział:
— Patrz, przyjacielu, jako moje konie są spokojne! Klnę się na wspaniałość Boga, myślałbyś, iż się nie goniły jeszcze. A teraz patrz!
Na podwyższeniu jedna już tylko była kula i jedna ryba; wszyscy odetchnęli głęboko, bo oto zbliżał się początek końca.
Sydończyk spróbował wydostać się naprzód — napróżno, nie zdołał utrzymać się i poprzestał na próbie. Następnie obaj pozostali sprobowali tego samego, ale na próżno; odtąd stracili znaczenie w igrzysku. Wszystkie stronnictwa, prócz rzymskiego, za zgodą zaiste trudną do zrozumienia, złożyły swe nadzieje w Ben-Hurze i objawiały na zewnątrz uczucia wołaniem:
„Ben-Hur! Ben-Hur!“ aż echo okrzyków odbijało się o lożę konsula.
Zapał wzrastał, cały cyrk zdawał się czuwać nad Ben-Hurem, zewsząd dawano mu rady.
Z ławek ponad nim, gdy je mijał, wołano:
— Spiesz się, Żydzie!
— Do muru teraz!
— Puść araby! puść im wodze i popędź!
— Nie daj się przegonić na zakręcie. Teraz lub nigdy.
Z nad balustrady wyciągano błagalnie ku niemu ręce.