Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zdaje mi się, że światło wisi nad górą; nie mogę powiedzieć co to jest, nigdy czegoś podobnego nie widziałem — brzmiała odpowiedź.
— Byłażby to spadająca gwiazda? — zapytał inny niepewnym głosem.
— Skoro gwiazda spadnie, światło gaśnie.
— Już wiem — zawołał jeden — pasterze ujrzeli lwa i zaświecili ogień, aby go zdala zatrzymać od trzody.
Najbliższy sąsiad mówiącego odetchnął swobodniej i rzekł twierdząco: Tak, to nic innego, gdyż się dziś tyle trzód rozbiegło w dolinie.
— Nie, nie! Gdyby wszystkie drzewa z całej judzkiej doliny na jeden stos złożono i zapalono, jeszczeby płomień nie był tak jasny.
Widząc, że nic się dalej nie dzieje groźnego, uspokoili się ludzie i wnet nastąpiła cisza.
Bracia — przerwał ją wreszcie żyd o sędziwem obliczu — powiadam wam, jasność ta, to drabina, którą ojciec nasz Jakób widział we śnie. Niech będzie błogosławiony Bóg ojców naszych.