Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zaś uczucie nowe, zbudzone widokiem domu i przyjaciół, z którymi jakże miłe mógł pędzić życie! Ci tylko, którzy sami długie, dni wygnania znają, mogą ocenić siłę pokusy, wabiącej młodzieńca.

Dodajmy do tego podszepty światowe, przewrotne, słodkie słówka, które mówią: „żyj, używaj!“ przedstawiając zarazem tylko słoneczne strony życia, w których pewne znaczenie miała i słodka towarzyszka Ben-Hura.
— Byłaś, Estero, kiedy w Rzymie?
— Nie — odparła.
— A pragnęłabyś tam być?
— Zdaje mi się, że nie.
— Dlaczego?
— Lękam się Rzymu — odparła z drżeniem w głosie.
Spojrzał na nią, przy nim zdawała się małą jak dziecko. W zmroku nie widział jej twarzy, kształty jej nawet niewyraźnie się rysowały. A przecież przypomniała mu Tirzę i nagła opanowała go tkliwość wraz z wspomnieniem tej, co tak samo stała u jego boku, na szczycie domu owego straszliwego dnia, w którym się stało nieszczęście. Biedna Tirza! Gdzie ona teraz być może? Estera skorzystała na tych wzbudzonych wspomnieniach; nie była jego siostrą, ale niewolnicą, przecież nie zdołał jej za sługę uważać, przeciwnie, zdawało się, że dla tego dla niej jest serdeczniejszym i względniejszym.
— Nie mogę sobie wyobrazić Rzymu jako miasta pałaców, świątyń i przepełnionego tłumem ludzi; wydaje mi się raczej potworem, co posiadł nasz piękny kraj i grozi ludziom śmiercią i zagładą. Potwór to straszny i nic mu się oprzeć nie zdoła, bo żarłoczny jako zwierz i łaknie krwi: — Dlaczego...
Tu zatrzymała się i zmieszana patrzyła w ziemię.
— Mów dalej — rzekł Ben-Hur tonem zachęcającym.
Przysunęła się do niego, spojrzała w górę i rzekła:
— Czemu, Panie, chcesz wejść w nieprzyjaźń z Rzymem? Czemu z nim raczej nie zawrzeć przymierza i być spokojnym? Wszak w życiu tyle spotkało cię złego, znosiłeś wiele i uszedłeś mnogich zasadzek. Cierpienia zatruły twą młodość, czemuż resztę twych dni chcesz oddawać na łup boleści?