Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szeik milczał, ale nie był obojętnym na cierpienia młodzieńca; teraz zaś wstał i rzekł: — Widzę synu Aryusza, że winienem cię przeprosić, czytaj sam, a gdy będziesz dość silnym, aby mię powiadomić o treści tego listu, poślij po mnie, na wezwanie wrócę.

Wyszedł z namiotu i podobno nigdy jeszcze w życiu nie zdarzyło się Arabowi delikatniej postąpić. Ben-Hur rzucił się na dywan i puścił wodze swej boleści. Przyszedłszy do siebie, podjął list i czytał dalej: „Pamiętasz zapewne, coś uczynił z siostrą i matką zbrodniarza i spodziewam się, że zaspokoisz moją ciekawość, gdy cię zapytam, czy żyją, czy umarły? — Zdziwiony Ben-Hur, czytał jeszcze raz, nie wierząc oczom, a nareszcie zawołał: „nie wie, czy umarły. Błogosławione Imię Pana! Jeszcze jest nadzieja.“ — Umocniwszy się w swem przekonaniu, przeczytał list do końca.
— Żyją! — rzekł po namyśle — bo on wiedziałby o ich śmierci.
Powtórne uważniejsze odczytanie dodało mu jeszcze nadziei, posłał więc po Szeika.
— Przybywając do twego gościnnego namiotu, Szeiku — mówił spokojnie, gdy Arab usiadł, a byli sami — nie miałem zamiaru mó-