Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to dopuszczają się podejść, o których trudno mieć pojęcie — od konia do woźnicy, od woźnicy do pana, wszystko spiskuje. Dlatego uważaj na twoje konie, czcigodny szeiku i od dziś do dnia wyścigów nie daj nikomu obcemu nawet spojrzeć na nie. Jeśli chcesz być spokojnym, uczyń więcej, strzeż je zbrojną ręką i czujnem okiem, wtedy nie będę się obawiał końca.
U drzwi namiotu zsiedli z koni.
— Rozkazy twoje będą wypełnione, przysięgam na wielkość Boga, że żadna obca ręka nie zbliży się do nich. Dziś postawię straż. Ale synu Aryusza — tu Ilderim wyciągnął pismo, otworzył je zwolna a gdy się zbliżyli do dywanu i usiedli, dodał: — synu Aryusza, spojrzyj tu i pomóż mi twoją łaciną.
Tu podał pismo Ben-Hurowi.
— Oto czytaj — a czytaj głośno, tłómacząc na język swój ojczysty, bo znieźć nie mogę łaciny.
Ben-Hur, zajęty tylko gonitwami, począł czytać obojętnie: — Messala do Gratusa — zatrzymał się, przeczucie ścisnęło sercem, a Ilderim zauważył wzruszenie.
— Czekam.
Ben-Hur przeprosił i miął kartę, która była jednym z dwóch egzemplarzy listu pisanego do Gratusa przez Messalę, wysłanego po uczcie w pałacu.
Początek listu dowodził tylko, że piszący nie pozbył się był zwyczaju szyderstwa i naśmiewania, ale gdy doszedł do części przypominającej Gratusowi przeszłość, zadrżał i po dwakroć stanął, aby zapanować nad sobą. Skoro czytał: przypominam dalej, że rozporządziłeś rodziną Hurów — zatrzymał się i westchnął głęboko — w sposób, jaki obadwaj razem uznaliśmy za najodpowiedniejszy naszym celom. Może nie zawadzi ci przypomnieć, że tym celom trzeba było tajemnicy, a tem samem wydania ich na nieuniknioną, ale naturalną śmierć.
Tu Ben-Hur przerwał czytanie, pismo wypadło mu z ręki, a zakrywszy twarz, zawołał:
— Nie żyją — nie żyją! Zostałem więc sam!