Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czuły obie, że tak jest dobrze, skoro Bóg żąda od nich tej bezmiernej ofiary.
Wyspowiadał się, przyjął Komunię i pożegnał swoich najbliższych. Gdy mu synka przyprowadzono, dotknął się z lekka ustami jego główki i odwrócił się, nie z żalu za życiem, tylko sądząc, że dopełnił wszystkiego, czego żądano i oczekiwano po nim. Poproszono jeszcze, żeby dziecię pobłogosławił. Dokonał i tego, patrząc badawczo po wszystkich, czy niczego więcej nie będą od niego wymagali?
Oddał w końcu Bogu ducha, w podtrzymujących go ramionach księżniczki Marji i Nataszki.
— Stało się — szepnęła siostra głucho, przymykając umarłemu powieki na wieczny sen...
Nataszka jęknęła żałośnie:
— Gdzież on teraz?! — spytała łamiąc ręce rozpaczliwie.
Gdy go złożono do trumny, wszyscy zbliżali się kolejno, aby według zwyczaju w Rosji istniejącego, ucałować zwłoki po raz ostatni. Biedny, mały sierotka, czuł jak mu ból dotąd nieznany, o mało serca nie rozsadzi. Wszyscy we łzach tonęli. Hrabina i Sonia płakały nad Nataszką i nad tym, który tak wcześnie i po tylu mękach straszliwych, musiał odejść w świat inny. Stary hrabia płakał nad samym sobą; czuł bowiem, że i on niebawem podąży za księciem Andrzejem.
Nataszka i Marja płakały również; nie tyle nad stratą poniesioną ile pod wpływem wzruszenia głębokiego, które wywołuje w nas wszystkich widok tajemnicy uroczystej, a jednak tak prostej... tkwiącej w śmierci.