Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To ich nauczy rozumu, łotrów podpalaczy! — wykrzyknął ktoś po francuzku.
Piotr obejrzał się za nim. Był to jeden z żołnierzów strzelających. Chciał widocznie tym frazesem ulżyć sobie ciężaru, i zrzucić z siebie odpowiedzialność, za przyczynienie się do tego ohydnego morderstwa.





XI.

Rozdzielono Piotra z resztą towarzyszów niedoli, zostawiając go samotnego w jakiejś cerkwi na pół opustoszałej. Pod wieczór podoficer z kilkoma żołnierzami, przyszli z pomyślną wiadomością że go ułaskawiono i będzie przyłączony do reszty jeńców wojennych. Poszedł za nimi bezmyślnie niczego nie rozumiejąc. Zaprowadzono go pod baraki sklecone na prędce z desek na pół przepalonych. Panowały tu ciemności egipskie. Otoczyło go ze dwudziestu mężczyzn, a on nie mógł rozpoznać i odgadnąć z kim ma do czynienia, i czego od niego żądają? Słyszał jakieś wyrazy, coś na nie odpowiadał, patrzał i widział jakieś postacie kręcące się w koło niego... myśl atoli poruszała się bezwiednie w mózgu, niby kółka maszyny w ruch puszczone.
Od chwili w której zobaczył tę straszliwą egzekucję, przez morderców ślepych i bezmyślnych, zdawać się mogło że przerwano jednocześnie w sposób gwałtowny nerw w jego mózgu, którym utrzymywał w życiu pewną