Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VII.

Wieści hiobowe o straszliwej krwawej bitwie pod Borodynem, jak i o stratach nieprzeliczonych, tak w zabitych jak i w rannych ciężko, doszły do Woroneża około piętnastego września. Marja dowiedziawszy się z dzienników o stanie brata, postanowiła jechać w celu odszukania i pielęgnowania rannego. Mikołaj dowiedział się o tem od innych, jej bowiem nie widział wcale w tym czasie.
Te smutne wypadki nie obudziły w jego duszy ani rozpaczliwego zwątpienia, ani chęci krwiożerczej pomszczenia krzywd przez wroga wyrządzonych. Był tylko cokolwiek zażenowanym, i byłby rad skrócić o ile możności swój pobyt w Woroneżu. Wszystkie rozmowy brzmiały mu w uszach fałszywie. Nie wiedział jak osądzać bieżące wypadki, i powtarzał w duchu że dopiero wtedy zda sobie ze wszystkiego sprawę dokładną, gdy otoczy go na nowo atmosfera jego pułku. Załatwiał też jak najprędzej zakupno koni, gniewając się więcej niż kiedykolwiek na swego luzaka i wachmistrza dodanego mu z pułku.
Na kilka dni przed jego odjazdem, odśpiewano w głównej cerkwi solenne Te Deum, z okazji zwycięstw (dość co prawda wątpliwych) które miały odnieść wojska rosyjskie. Udał się tam wraz z innymi, i umieścił się tuż obok gubernatora, przybierając minę niesłychanie urzędową, co mu pozwalało myśleć zupełnie o czem innem. Po skończonem nabożeństwie, gubernatorowa skinęła nieznacznie na niego.