Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





I.

W tym samym czasie, toczyła się walka równie zacięta, w najwyższych sferach petersburgskich, do której, jak zwykle mięszali się wszyscy trutnie dworscy. Walczyli stronnicy Rumianzowa z przyjaciółmi Francuzów, carowej matki i carewicza. Życie zaś towarzyskie, pełne ożywienia i przepychu, szło zwykłym trybem. Dla kogoś obcego, który byłby się znalazł nagle w tym wirze przeróżnych rywalizacji i pretensji urojonych, byłoby nader trudnem zadaniem, prawie niepodobieństwem, zdać sobie sprawę dokładną, z obecnego położenia Rosji. Szły jedne za drugiemi, zawsze te same dworskie ceremonie, te same objady i bale urzędowe, te same przedstawienia w teatrze francuzkim, były w grze te same nędzne intrygi, te same małostkowe interesiki i sprawy osobiste. Co najwięcej, rozmawiano czasem pół głosem o postępowaniu tak rożnem carowej matki i młodej monarchini. Podczas gdy carowa matka o niczem innem nie myślała, jak tylko aby wcześnie osłonić przed możliwem niebezpieczeństwem rozmaite instytuta, cieszące się jej najwyższą protekcją, a nawet poczyniła już była kroki po temu, aby przenieść wszystkie do Kazania, z całem nieodzownem urządzeniem; carowa Elżbieta, ze zwykłym u niej patrjotyzmem, odpowiadała stale, gdy starano się