Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ją wybadać zręcznie w tej kwestji piekącej: — „Że podobne rozporządzenia zależą wyłącznie od wszechwładnej woli cara... Ona zaś dotąd żadnego pod tym względem rozkazu nie otrzymała. Co się tyczy jej osobiście, będzie ostatnią, która opuści Petersburg“.
Dnia siódmego września (po krwawej bitwie pod Borodynem) panna Scherer dawała wieczorek u siebie. Tym razem punktem kulminacyjnym tegoż, nowalijką, którą miała uraczyć swoich gości, miało być odczytanie listu pisanego do cara przez archimandrytę, z okazji przesłanego mu obrazu słynącego mnogiemi cudami... świętego Sergjusza. Ów list uchodził za arcydzieło stylu, patrjotyzmu i za zbiór najwznioślejszych uczuć religijnych. Książę Bazyli, który uważał siebie za lektora pierwszorzędnego (zdarzało mu się czasem czytywać u carowej), miał się podjąć tego wielkiego zadania. Talent jego na tem jedynie polegał, że głos to zniżał prawie do szeptu, to podnosił w nieskończoność, nie pytając wcale o znaczenie wyrazów. Ów odczyt, jak wszystko zresztą, co się odbywało na wieczorkach u panny Scherer, miał lekki odcień i znaczenie polityczne. Spodziewano się dnia tego kilku osobistości bardzo wpływowych. Tak samo gospodyni, jak i jej goście związali się słowem uroczystem, jako dadzą im uczuć całą niestosowność, wywołując na ich lica wstydu rumieniec, że dotąd uczęszczają na przedstawienia teatru francuzkiego. Było się już zebrało dużo osób w salonie panny Scherer; ona jednak, nie dawała dotąd sygnału do czytania listu sławnego, czekając na owych zaprzańców sprawy narodowej, których list ten miał sprowadzić z zgubnych manowców na dobrą drogę.