Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nym na wybadywanie tak szczegółowe, odpowiedział wymijająco, byle zyskać na czasie:
— Czy wasza carska mość pozwoli mi najłaskawiej, mówić szczerą prawdę jako wojskowemu, nie znającemu się na wybiegach dyplomatycznych?
— Pułkowniku, nie tylko pozwalamy, ale żądamy najusilniej całej prawdy... Nie ukrywaj zatem niczego... Chcemy wiedzieć o wszystkiem.
Sire — Michaud uśmiechnął się nieznacznie, miał bowiem czas ułożyć stosowną odpowiedź. — Sire, zostawiłem całą armję od wodza naczelnego do ostatniego szeregowca bez wyjątku, w trwodze ogromnej, przerażającej!
— Jak to? — car rzekł tonem surowym. — Czyżby nasze dzielne zastępy miały tak dalece upaść na duchu, wobec klęsk spadających na Rosję z dopustu Bożego? Nigdy w to nie uwierzymy!...
Michaud czekał jedynie na ten protest energiczny, żeby wywołać swojem przemówieniem efekt należyty:
Sire — skłonił się nisko — wszyscy boją się tylko tego jednego, żebyś Najjaśniejszy Panie przez zbytnią dobroć serca nie dał się namówić do zawarcia pokoju. Pałają żądzą dalszej walki z wrogiem, gotowi złożyć dowód ofiarą życia własnego, jak są oddani z ciałem i z duszą Waszej Cesarskiej Mości!
— Ah! — car lżej odetchnął, dziękując mówiącemu uśmiechem i łaskawem głową skinieniem. — Słowa twoje są balsamem na ranę serca naszego, kochany pułkowniku. Wlewasz w nas nową otuchę! — Spuścił oczy głęboko zamyślony: