Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miasta bez wystrzału. Był zatem zmuszony jako wódz naczelny, fatalnym zbiegiem okoliczności... wybrać tę drugą najboleśniejszą ostateczność. Car wysłuchał całego doniesienia w ponurem milczeniu, nie odrywając wzroku od posadzki.
— Nieprzyjaciel zatem wszedł do miasta? — spytał po chwili.
— Tak Sire, a Moskwa prawdopodobnie obrócona w perzynę. Zostawiłem ją bowiem tonącą w morzu płomieni.
Michaud przeraził się wrażeniem piorunującem, jakie te słowa wywołały, i zmianą gwałtowną w twarzy cara.
Pobladł trupio, oddychał ciężko, jakby mu tchu zabrakło, usta drgały kurczowo, a z pięknych oczu szafirowych, wypłynęły dwie łzy duże... palące... Wzruszenie to jednak było przemijającem. Odwrócił się do okna, łzy otarł nieznacznie i czoło groźnie zmarszczył, jakby wyrzucał sam sobie chwilę niegodnej słabości. Przemówił nareszcie:
— Widzimy z tego wszystkiego, że Opatrzność wymaga jeszcze od nas wielkich ofiar... Jesteśmi gotowi poddać się bez szemrania woli wszechwładnej Pana nad pany: Powiedz mi jednak kochany pułkowniku, w jakiem usposobieniu zostawiłeś naszą armję, która była przytomną, nie wystrzeliwszy jednego naboju, nie wyciągnąwszy pałasza z pochwy, oddaniu wrogowi naszej prastarej stolicy?... Czyś nie dopatrzył w niej przypadkiem rozgoryczenia... zniechęcenia?...
Skoro ujrzał monarchę mniej wzburzonego, i Michaud uspokoił się natychmiast. Nie będąc jednak przygotowa-