Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mógł nie powiedzieć mi od razu kochany Pawełku, że to ty?! — Podał mu rękę z serdecznym uśmiechem.
Przez całą drogę Pawełek układał sobie jak postąpi i co powie zaraz na wstępie Denissowowi. Zdawało mu się że jako porucznik świeżo upieczony, jako mąż dojrzały! nie powinien ani wspomnieć o ich dawniejszych stosunkach. To by mogło ubliżyć jego obecnej powadze oficerskiej. Gdy jednak Denissow przywitał go tak po przyjacielsku, twarz mu się rozpromieniła, poczerwieniał z nadmiaru radości, a zapominając z kretesem o sztywności urzędowej z jaką przyrzekł zachować się przez cały czas, opowiadał mu szeroko i długo jak jechał po pod nos Francuzom, jak był dumny z powierzonej mu ważnej misji, i jak odebrał już był pierwszy chrzest ogniowy pod Wiazmą, gdzie jeden z jego huzarów odznaczył się jakimś czynem iście bohaterskim.
— Jestem nader szczęśliwy że cię widzę — powtórzył Denissow, przybierając na nowo minę kwaśną i tonąc w ponurej zadumie.
— Michale Teoklityczu — rzekł do esauła kozaków. — To jeszcze ten Niemiec przy którym młodszy hrabia Rostow jest adjutantem, napastuje mnie chcąc nam koniecznie przyjść w pomoc... To też skoro byśmy nie potrafili zabrać transportu dziś w nocy, gotów nam go jutro zdmuchnąć z przed nosa!...
Gdy tak rozmawiał z cicha Denissow z esaułem, Pawełek zmartwiony jego roztargnieniem, z jakiem odpowiadał mu ni w pięć ni w dziewięć, przypuszczał że są powodem jego niezadowolenia, nieszczęśliwe owe spodnie podwinięte do kolan. Starał się całą siłą odwinąć