Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

doświadczenia w tylu kampanjach, nie kazał popalić owych furgonów, czego żądał i wymógł na jednym ze swoich marszałków, gdy zbliżali się do Moskwy. Mnóstwo karet, powozów, pełnych łupu, skradzionego przez żołnierzów, jak i przez najwyższych nawet oficerów, wszystko to znalazło przebaczenie w jego oczach, bo (jak utrzymywał) powozów można będzie użyć później dla chorych, rannych i do transportowania żywności dla armji.
Czyż wojsko francuzkie nie było teraz podobne najzupełniej do dzika śmiertelnie zranionego, który oszalały z trwogi i bólu, sam leci na strzelców? Genjalne obroty Napoleona i jego projekta wielkoduszne, od chwili wejścia do Moskwy, aż do ostatecznego zniszczenia jego wojska, czyż nie wyglądają na owe podskoki i rzuty konwulsyjne zwierza śmiertelnie zranionego? Przerażone hałasem zwierze rzuca się naprzód, pod sam strzał polującego nań. Wraca nazad oszołomione i tym sposobem przyspiesza swój zgon. Tak samo postąpił Napoleon, pod naciskiem całej armji. Przerażony wieścią o potyczce przegranej pod Tarutynem, leci naprzód na oślep, natrafia na strzelca, wraca się nazad, aby wybrać drogę najmniej korzystną, najeżoną niebezpieczeństwem, okolicami wyludnionemi i opustoszałemi.
Napoleon przedstawiając się potomności bezstronnej jako główny motor tego ruchu i obrotu armji francuskiej, (tak jak w oczach dzikiego Indjanina figura rznięta w drzewie na przedzie okrętu wyobraża moc tajemną, kierującą statkiem), był podobnym w owej epoce życia swojego do dziecka, które trzymając się z całej siły