W uniesieniu dochodzącem prawie do szału, Bagowut zawsze tak spokojny i rozważny, poszedł tym razem rzeczywiście na oślep, nie zastanowiwszy się czy wyniknie z tego korzyść jakakolwiek. Poprowadził cały swój oddział prosto w ogień. Szalone niebezpieczeństwo, bomby, granaty pękające, salwy z ręcznej broni, wszystko to mogło jedynie w tej chwili uśmierzyć cokolwiek wzburzenie wewnętrzne starego wiarusa. Zabił go rzeczywiście pierwszy pocisk ognia nieprzyjacielskiego, zmiatając następnie całe szeregi jego dzielnych żołnierzów. Oto powód dlaczego oddział Bagowuta był wystawiony czas jakiś bez żadnej potrzeby na najstraszliwszy ogień Francuzów.
O tym samym czasie, inna kolumna, przy której znajdował się sam Kutuzow, powinnaby była zaatakować nieprzyjaciela. Kutuzow wiedział z góry, że ostatecznym wynikiem tej całej bijatyki, rozpoczętej wbrew jego woli, będzie zamieszanie najokropniejsze i galimatjas nie do rozwikłania. Wstrzymywał też wojsko ile mógł, aby umniejszyć strat i nie pozwalał pomniejszym oddziałom opuszczać stanowiska. Siedząc na mierzynku szpakowatym, odpowiadał leniwo, półgębkiem na rozmaite propozycje napadania to tu to tam na Francuzów.
— Rozprawiacie wiecznie o atakowaniu, a jednak powinnibyście zrozumieć w końcu, żeśmy nie dorośli do