Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu się niepodobieństwem, ażeby mogła go pokochać. Zatrzymał się w tem miejscu, pytając rotmistrza, czy go rozumie? Ramballe wzruszył miłosiernie ramionami, prosząc żeby dalej mówił.
— Phi! miłość platoniczna... mgły... chmury... to nie przy mnie pisane... ale mów dalej mój drogi — zamruczał.
Czy wino skłoniło go do takiego wylania się z uczuciami najtajniejszemi, przed zupełnie mu obcym człowiekiem? Czy pewność, że Ramballe nigdy w życiu tych osób nie zobaczy? Dość na tem, że otworzył przed nim serce na oścież. Opowiedział mu całą swoją historję, plącząc językiem, z wzrokiem błędnym, utkwionym w jakąś dal nieokreśloną. Dodał do tej spowiedzi szczegóły swojego nieszczęśliwego małżeństwa, miłości dla Nataszki, jego najlepszego przyjaciela i jak został tamten przez nią zdradzony. Zakończył opisaniem swoich z nią stosunków, od owej chwili nieszczęsnej i ostatniego z nią spotkania gdy z Moskwy wyjeżdżała. Nawet, przyciśnięty po trochę pytaniami Ramballe’a, wyznał mu jak się nazywa i jak wysokie zajmuje stanowisko w swoim kraju. To najbardziej uderzyło Francuza, z całego rozwlekłego opowiadania, że Piotr posiadając w Moskwie dwa pyszne pałace, porzucił takowe, aby mieszkać w takiej dziurze i przebrany za prostego mużyka.
Noc wonna i ciepła kończyła się prawie, mając ustąpić miejsca światłu dziennemu, gdy wyszli razem na świeże powietrze. Na lewo można już było dojrzeć pierwsze błyski pożaru, który miał wkrótce ogarnąć całą Moskwę. Na prawo, bardzo wysoko po nad ich głowami, świecił księżyc w pełni. Na przeciw niego,