Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyznać, chcąc oddać hołd prawdzie, że owe spotkanie, nie wywarło na niego zbyt silnego wrażenia. Zajęty czem innem, zapomniał był nawet z kretesem, że widział przelotnie Nataszkę. Obecnie spotkanie to wydawało mu się czemś niesłychanie uroczem, poetycznem i dającem wiele do myślenia: — Pójdźcie do mnie Piotrze Cyryłowiczu, poznałam was. — Zdawało mu się, że słyszy jej głos, widzi jej czarowny uśmieszek, ładny kapelusik do podróży, kosmyk włosów z wiatrem igrający. To zjawisko urocze rozczuliło go i rozrzewniło niewymownie. Gdy rotmistrz skończywszy nareszcie opis wdzięków niezrównanych pięknej Polki, spytał Piotra, czy i on poświęcił kiedykolwiek miłość świętym obowiązkom honoru i czy zazdrościł kiedy komu jego praw mężowskich? Piotr podniósł głowę, a uniesiony gwałtowną potrzebą ulżenia swemu sercu, zwierzając się z nadmiarem uczucia, które mu pierś rozpierało, zaczął tłumaczyć rotmistrzowi, że on zapatruje się na miłość z zupełnie innego stanowiska; że przez całe życie kochał i kocha jedną li kobietę, a ta kobieta nie może nigdy do niego należeć.
— Hm, hm, patrzajcież — mruknął rotmistrz.
Opowiedział szczegółowo Francuzowi jak kochał Nataszkę od jej lat dziecięcych, nie śmiąc myśleć o niej na żonę, (sądził bowiem że jest dla niego za młodą); on zaś był wtedy dzieckiem nieprawem, bez nazwiska i majątku. Jak później spadł na niego i tytuł i wielki majątek, wraz z świetnem w świecie stanowiskiem, i wtedy jeszcze, kochał ją tak namiętnie i czuł się o tyle niższym od niej, a ją stawiał tak wysoko, że zdawało