Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tają się co mają czynić?! — I w ten sposób przeszła noc cała.
Hrabia odpowiadał krótko i surowo. Dawał jasno do zrozumienia, że nie bierze na siebie żadnej odpowiedzialności za możliwe następstwa rozkazów wydawanych. Zrzucał ją na tych, którzy obrócili w niwecz całą jego pracę!
— Powiedzieć temu głupcowi, niech pilnuje swego nosa, a temu drugiemu niech mnie nie nudzi pytaniami... Co mnie obchodzą jego pompierzy?... Skoro mają konie, niech się zabierają do Włodzimierza... A może woli zostawić ten cały pataklan Francuzom?
— Dyrektor pyta waszą ekscellencję, co ma zrobić z warjatami?
— Niech się zabiera, z całą rodziną, a szaleńców rozpuścić po mieście! Skoro warjaty dowodzą całem wojskiem, rzecz słuszna i sprawiedliwa, żeby i tym tu wrócić wolność.
Gdy spytano z kolei, co począć z aresztantami, wykrzyknął w pasji najwyższej, przyskakując do dozorcy z pięściami groźnie zaciśniętemi:
— Może ci dać ze dwa bataljony wojska, żeby ich strzelały, co?... Nie mam ich! A więc... i tych puścić wolno!
— Są między nimi dwaj więźnie polityczni. Meczkow i Wereszczagin!
— Wereszczagin? Więc go dotąd nie powiesili? Przyprowadzić go tu... natychmiast!