Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XLII.

Około dziesiątej rano, gdy wojsko przechodziło przez miasto, nikt już więcej nie napastował hrabiego, i nie przychodził nudzić go pytaniami. Nie potrzebywali jego rozkazów, ani ci, którzy odjeżdżali, ani tamci co mieli w mieście pozostać. Kazał powóz zaprządz, chcąc jechać do dóbr swoich, a tymczasem wyciągnął się na szezlongu, z ramionami skrzyżowanemi pod głową, z miną ponurą, jak chmura gradowa.
W czasie pokoju i najniższy w hierarchji kierowników nawą państwa, wyobraża sobie z lubością, w swojej próżności niesłychanej, że jeżeli kto żyje i obraca się w państwie całem, to tylko dzięki ich staraniom i pieczołowitości o sprawy krajowe. I to silne przekonanie jest mu najmilszą nagrodą za trudy ponoszone. Jak długo w państwie całem panuje błoga cisza, sternik, który na swojem małem i kruchem czółenku, wskazuje drogę ciężkiemu państwowemu okrętowi, sądzi i łatwo to zrozumieć, że on jedynie nawą państwa kieruje. Niech się jednak zerwie burza, niech się spiętrzą morskie bałwany, niech uderzą wściekle o ściany okrętu, ułuda dłużej trwać nie może. Okręt płynie dalej na chybił trafił, a sternik, przedstawiający tak niedawno temu w swojej osobie wszechwładność i wszechpotęgę, staje się w jednej chwili istotą słabą, znikomą, i nie zdolną do niczego. Czuł to Roztopczyn, i to go do rozpaczy doprowadzało.
Dyrektor policji, ten sam, którego tłum chciał przedtem zatrzymać, wszedł do gubernatora, wraz z adjutan-