Przejdź do zawartości

Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

staruszka — pójdź teraz i nastaw samowar dla twego dziadka, rozumiesz? — Sama zaś zaczęła ścierać kurze z mebli pozostałych, fortepjan na klucz zamknęła i schowała go do kieszeni, westchnęła ciężko i wyszła z salonu, zamknąwszy go również na klucz. Zszedłszy na dół, zaczęła się namyślać, co ma robić dalej? Czy pójść do Wasyliczyna na czaj i odpoczynek, czy kończyć sprzątanie w garderobie? Nagle odezwały się czyjeś kroki przyspieszone wśród pustej ulicy i czyjaś pięść zakołatała z całej siły do małej furtki, z boku pałacu.
— Kto tam? Czego chcecie? — wykrzyknęła staruszka.
— Potrzebuję koniecznie widzieć się z hrabią Stefanem Andrejewiczem Rostowem.
— Jak się nazywacie?
— Jestem hrabiego siostrzanem... proszę mnie puścić... mam do wuja interes bardzo pilny... — odpowiedział znowu głos młody i o dźwięku nader sympatycznym.
Staruszka otworzyła drzwiczki. Stanął przed nią młodziutki dziewiętnastoletni oficerek, przypominający rzeczywiście rysami twarzy starego hrabiego.
— Hrabstwo odjechali wczoraj na wieś, z całym dworem — zapowiedziała klucznica, witając młodzika najserdeczniej.
— Jaka fatalność... Powinien byłem zgłosić się wczoraj — westchnął ciężko oficerek.
Poczciwa Mawra przypatrywała się tymczasem chudej, wygłodzonej twarzyczce, z rysami tak jej znanemi i sympatecznemi. Zbadała również, że wszystko na mło-