Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pożytek, gdyby nie mogły nam dopomódz w tym wypadku?
Uderzony i oszołomiony tą uwagą tak prostą zresztą, młodzik rozkochany odbył poważną naradę z pewnym labusiem francuzkim, znanym z swojej giętkości w zdaniach i niezrównanej pobłażliwości na drobne grzeszki pięknych dam.
W kilka dni później książę wprowadził swego przyjaciela, owego czystej krwi Paryżanina, księdza Joubert’a, do Daczy hrabiny Bestużew w Kamiennym-Ostrowie, gdzie piękna Helena wyprawiała dla „swoich“ najserdeczniejszych bal wspaniały. Czarne jak tarki i pełne ognia oczy księdza Joubert’a stanowiły dziwny kontrast z jego włosami bujnemi, wijącemi się w puklach, aż na ramiona, ale śnieżnej białości. Piękna gospodyni balu rozmawiała bardzo długo w ogrodzie, sam na sam z uroczym i szarmanckim labusiem. Oświetleni poetycznie mdłym blaskiem księżyca w pełni i jaskrawym światłem chińskich latarni, gęsto porozwieszanych pomiędzy drzewami, przy dźwiękach czarujących doskonałej orkiestry, przygrywającej w sali do tańca, rozprawiali o miłości stworzenia dla Stwórcy, dla Jezusa Chrystusa, dla Serc przenajświętszych tak Maryi Dziewicy niepokalanej jak i Jej Boskiego Syna. O pociechach obiecanych tu na ziemi jak i w życiu przyszłem, duszom wiernym, wyznającym religję jedynie prawdziwą i mogącą jedynie uszczęśliwić istotę ludzką... religię katolicką. Helena wzruszona do głębi tą wymową miodopłynną, czuła kilkakrotnie łzy w oczach słuchając księdza Joubert’a, którego głos drżał również, z wielkiego i świętego za-