Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wałki, byle go się pozbyć z karku. Utrzymywał uroczyście, wszem wobec, że nie potrafi przeżyć Moskwy nieszczęścia! a tymczasem wymykał się cichaczem, bocznemi drzwiczkami, podśpiewując głupi czterowiersz francuzki[1], byle tylko nikt nie wątpił w jego udział w tem dziele. W końcu ten człowiek, nie miał najlżejszego wyobrażenia o doniosłości niespożytej i niesłychanej wartości moralnej tego wypadku, który dokonywał się w jego oczach. Trawiony chęcią szaloną, żeby jemu samemu wszystko przypisano, żeby świat cały zdumiał się nad jego wielkim czynem bohaterskim, drwił sobie jak pierwszy lepszy ulicznik, z opuszczenia i spalenia Moskwy. Sądził w swojej pysze szatańskiej, że mógłby wstrzymać w czemkolwiek tę straszną lawinę, ten prąd wszechpotężny patryotyzmu narodowego, który unosił go razem z innymi, niby źdźbło słomy, niby piórko z którem wiatr igra dowolnie!





XXIII.

Gdy powróciła z Wilna razem z całym dworem, piękna hrabina Bestużew, znalazła się w położeniu trochę kłopotliwem. W Petersburgu osłaniał ją skrzydłem opie-

  1. Je suis par naissance Tartare
    Je voulus devenir Romain
    Les Français m’appellent barbare
    Et les Russe, George Dandin!...