Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Historycy zapewniają, że Napoleon byłby wygrał i tę bitwę najniezawodniej, gdyby tylko był wysłał w bój gwardję. To tak samo, jakby kto powiedział, że jesień może nagle zmienić się w wiosnę. Tego błędu nie można przypisywać Napoleonowi. Wszyscy, od marszałków aż do ostatniego szeregowca, wiedzieli że podobny wysiłek jest wprost niemożliwym. Duch w armji francuskiej był zresztą strasznie podupadł. Ubezwładniał ich ten potężny przeciwnik, który straciwszy połowę sił swoich, stał niewzruszony i groźny do końca, jakim był od początku. Zwycięstwo odniesione przez Rosjan pod Borodynem, nie było jednem z tych, które stroją się i paradują, z kawałkiem szmaty przybitej do drąga, a nazwanej przez ludzi sztandarem. Nie należało ono również do rzędu tych świetnych pogromów, których sława polega na mnogich podbojach i rozszerzeniu granic państwa. Było to jedno z tych zwycięstw, które przenikają umysł i duszę wroga podwójnem, a niezbitem przekonaniem, o sile niespożytej i wyższości moralnej przeciwnika, a o swojej własnej słabości. Najazd francuzki, podobny do dzikiej bestji, która zerwała łańcuch, został pod Borodynem ugodzony śmiertelnie. Wojsko czuło instynktowo, że leci w przepaść, że ta nieszczęsna kampanja będzie jego zgubą. A jednak jakaś siła niewidzialna popychała armję naprzód, tak że musiała, bądź co bądź, dojść aż do Moskwy! Armja rosyjska ze swojej strony, chociaż liczebnie słabsza o połowę, była tak samo zmuszoną nieodwołalnie, bronić się do ostatka. Tam, w Moskwie, mimo że biedne te niedobitki nie oschły były dotąd z krwi, i nie wygoiły ran, zadanych pod