Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XVII.

Wszedł w tej chwili jeden z chirurgów. Ręce i fartuch na nim, były krwią ociekłe. W dwóch palcach trzymał cygaro zapalone. Patrzał w dal, ponad głowami rannych; było widocznem, że radby był zaczerpnąć w pierś ścieśnioną zaduchem, trochę świeżego powietrza. Po chwili jednak spojrzał na prawo, na lewo... westchnął ciężko i oczy przymknął.
— Natychmiast — odpowiedział jakiemuś jenerałowi, który mu polecał gorąco Andrzeja, i postąpił ku niemu.
Ranni zaczęli pomrukiwać:
— Zdawałoby się, że i na tamtym świecie tylko panicze mają prawo do wszystkiego — wtrącił złośliwie jakiś piechur ciężko ranny.
Złożono Andrzeja na stole, z ktorego zdjęto tylko co innego rannego. Chirurg właśnie zmywał stół gąbką z krwi. Andrzej widział wszystkich jakby przez gęstą mgłę. Ubezwładniały go krzyki i jęki operowanych i ból piekący w krzyżach. Widział li jedno w koło siebie: ów żer dla dział! owe ciało ludzkie obnażone, drgające z bólu piekielnego, całe krwią zbryzgane. Ten namiot niski i ciasny, przypomniał mu żywo obraz, który go był uderzył w upalny dzień sierpniowy, w małym stawku, nad gościńcem idącym od Smoleńska. Tak, tak wtedy widział dokładnie, co się stanie z temi czerstwemi, zdrowemi ciałami, jakby natchniony duchem proroczym. Był to rzeczywiście żer dla dział! te nieszczęsne członki amputowane, które walały się po całym namiocie. Obok Andrzeja było jeszcze dwa stoły. Na jednym operowano