Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miła niespodzianka, spodziewał się bowiem raczej nagany i kary, że wyrwał się samopas na nieprzyjaciela, bez rozkazu i komendy, niż słówek równie pochlebnych. Nie sprawiło mu to jednak tak wielkiej uciechy, jak kiedy indziej, bo nie mógł pozbyć się smutnego wrażenia i pewnego ucisku moralnego. Dla tego nie czuł się w tej chwili zupełnie szczęśliwym:
— Cóż mnie tak dręczy? — myślał odchodząc na kwaterę. — Czy Ilin? Ależ wyszedł z opałów zdrów i cały! Czym źle postąpił? Nie! Nic zatem z tego wszystkiego?... Chyba więc ów cios zadany pałaszem temu francuzkiemu oficerkowi, z dołeczkiem w bródce? Pamiętam, żem się zawahał przez sekundę, zanim pałasz spuściłem... przypominam to sobie najdokładniej!
Prowadzono właśnie więźniów. Zbliżył się do transportu, chcąc spojrzeć raz jeszcze na młodziutkiego dragona. Zobaczył go wsadzonego na bułanka jednego z huzarów. Rzucał w koło wzrokiem niespokojnym. Rękę lekko draśniętą, niósł na temblaku. Uśmiechnął się do Rostowa, z pewnem zażenowaniem, i ukłonił mu się ręką drugą. Widok jeńca zmieszał Rostowa, i prawie go zawstydził.
Tego dnia, i przez kilka dni następnych, towarzysze zauważyli, że Mikołaj nie będąc ani gniewnym, ani znudzonym, jest dziwnie zamyślonym, milczącym i zamkniętym w sobie. Pił bez gustu, i szukał samotności jak gdyby nagabywała go i dręczyła jakaś myśl niepozbyta.
Rostow zastanawiał się i rozmyślał ciągle nad „czynem bohaterskim“, za który ku najwyższemu swojemu zdziwieniu, miał dostać krzyż Św. Jerzego, i który ufun-