Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ja wyjdę cało z opałów, i będę zawsze przez ciebie kochanym, porzucę wszystko, aby lecieć do ciebie, aby przycisnąć cię do serca miłującego cię stale i ogniście!“
Pisał szczerą prawdę. Wojna jedynie wstrzymywała od powrotu na wieś, i od związku z Sonią. Snuły mu się przed oczami nader ponętne i rozkoszne obrazy: Polowania jesienne w Otradnoe, kuligi w zimie po sannie wyśmienitej, a w końcu i postać Soni majaczyła przed nim, obiecując cały szereg chwil radosnych, spędzanych błogo i w spokoju nie zamąconym, przy boku licznej i kochającej go nad życie żoneczki. Wszystko uśmiechało mu się niesłychanie i pociągało ku sobie, jako nowość pożądaną. — Żoneczka jak cacko! ładne dzieciaki! sfora psów doskonałych, dobra do zarządu, sąsiedzi poczciwi, serdeczni naokoło; czegóż można sobie życzyć więcej na świecie? — powtarzał w duchu. Teraz jednak o tem mowy być nie mogło. Wojna wymagała po nim, żeby nie opuszczał sztandaru, w chwili niebezpieczeństwa. Miał zaś owe szczęśliwe usposobienie, że skoro tak być musiało, poddawał się losowi bez oporu, i zadawalniał się tem życiem, jakie w pułku prowadził. Tym sposobem i sam był wesół, i drugim życia nie zatruwał skargami i narzekaniami.
Towarzysze broni przyjęli go z niekłamaną radością, gdy wrócił do pułku po skończonym urlopie. Wysłano go zaraz po zakupno koni pod siodło do Mało-Rusi. Przyprowadził doskonałe. Przełożeni nie mogli go się dość nachwalić, że się tak dzielnie spisał. Awansował w tym czasie i gdy pułk wybierał się na wojnę, oddano trzy szwadrony pod jego komendę.