Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kwaterą sam car. Ponieważ nie było w bliskości ani wsi ani miasteczek, liczny sztab przyboczny i dworskie matadory pozajmowały byli najlepsze domki po dwóch brzegach rzeki, w długości co najmniej dziesięciu wiorst. Barclay de Tolly przyjął Andrzeja nader sztywnie i w suchym tonie urzędowym. Zapowiedział mu z góry, że musi odnieść się z tem do cara, zanim znajdzie dla nowego przybysza zajęcie odpowiednie. Poprosił go, żeby tymczasowo zajął miejsce w jego głównym sztabie. Anatola nie było wcale w armji. Był znowu odjechał do Petersburga. Ta wiadomość ucieszyła wielce Bołkońskiego. Był uszczęśliwiony, że mógł uwolnić się na czas jakiś od myśli dręczących, które samo to nazwisko wywoływało w jego duszy. Teraz mógł oddać się z całym spokojem ducha i umysłu, badaniom i rozmyślaniom nad wielką wojną, którą rozpoczynano. Bez zajęcia chwilowo, poświęcił cztery pierwsze dni na oglądanie szczegółowe obozu. W końcu, mimo chaosu, który w nim panował, potrafił się zorjentować, pomagając sobie po trochę własnemi wiadomościami, a po trochę kierując się według udzielonych mu wskazówek. Korzyści w rozłożeniu się obozem nad Dryssą, nie pojmował wcale. Doświadczeniem nauczony, wiedział z góry, że i najmędrsze plany na papierze wymyślone, na nic się zazwyczaj nie przydają... Miał tego próbkę nader dla Rosjan bolesną i upokarzającą pod Austerlitz. Odtąd zrozumiał doskonale, że zwycięztwo zależy jedynie od trafnego rzutu oka i od zręczności, z jaką przewiduje się ruchy najmniej spodziewane nieprzyjaciela. Według tych obrotów, trzeba umieć zmieniać plan z biegłością