Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cenił tak wysoko. Nie rozmyślał więcej nad czystym lazurem nieba spostrzeżonym pod Austerlitz, i nad temi wszystkiemi rzewnemi uczuciami, które ten widok był obudził w jego duszy. Nie lubił również przypominać sobie rozmów z Piotrem, i tych myśli błogich które zapełniały jego samotność w Boguczarewie, w Szwajcarji i w Rzymie. Lękał się nawet pomyśleć o tych widnokręgach pełnych blasku, i pełnych uroku nadziemskiego w swojej nieskończoności, oprawy codzienne, natury czysto ziemskiej, zajmowały go teraz wyłącznie, odrywając najzupełniej od przeszłości. Zdawać się mogło, że to niebo lazurowe, bezdenne i bezgraniczne, które niegdyś rozciągało się po nad jego głową, zmieniło w sklepienie ciężkie, ponure, szare, nader ścieśnione i ściśle ograniczone w swoich zarysach; że już w tem niebie nie istniało dla niego nic tajemniczego, i nic wiecznego!
Ze wszystkich zajęć, które miał na myśli, nie było prozaiczniejszego i bardziej pochłaniającego każdą wolną chwilę, nad czynną służbę w wojsku. Zamianowany przez Kutuzowa majorem w głównym sztabie, wprawiał w podziw tego ostatniego, niesłychaną punktualnością i gorliwością w pełnieniu powierzonych mu obowiązków. Skoro nie mógł spotkać się tutaj z Anatolem, uznał Andrzej, że nie powinien gonić za nim do Rosji. Czuł jednak, że nicby go nie wstrzymało od walki z tym łotrem na śmierć czy życie, gdziekolwiek by się z nim spotkał, ani przeciąg czasu, choćby trwał jak długo, ani pogarda najgłębsza dla nikczemnika, ani to, że sam sobie perswaduje i pyta się w duchu, czy nie byłoby to poniżeniem z jego strony, wyzywać na pojedynek tak podłego czło-