Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raz głośniej i coraz prędzej. Mimowolnie Bałakow spojrzał na drgającą łydkę, uważając z najwyższem zdziwieniem, że drganie powiększało się w miarę jak cesarz głos gniewnie podnosił:
— Jestem tak samo żądny pokoju, jak i car Aleksander. Czyż nie uczyniłem wszystkiego, co tylko było w mojej mocy, aby doprowadzić do niego przed półtora rokiem? I oto przez ten cały długi przeciąg czasu czekam na wyjaśnienia! Czegóż więc żądają odemnie aby wejść w układy? — dodał robiąc ruch energiczny, swoją ręką małą, białą i pulchną.
— Przejścia nazad przez Niemen, Sire, wojsk waszej cesarskiej mości — powtórzył Bałakow.
— Za Niemen, tylko takiej drobnostki? — Napoleon zmierzył go wzrokiem piorunującym od głowy aż do stóp.
Tym razem Bałakow spuścił tylko głowę potwierdzająco.
— Powtarzasz jenerale — Napoleon zaczął teraz niecierpliwym krokiem przemierzać salon — że aby zacząć zemną jakiekolwiek rokowania, żądają abym wojska moje za Niemen wyprowadził? Przed dwoma miesiącami, czyż nie zażądano tak samo, abym przeszedł nazad po za Odrę i po za Wisłę? I pan chcesz jeszcze po czemś takiem marzyć o pokoju?!
Przechadzał się chwilę w milczeniu; nareszcie zatrzymał się przed Bałakowem. Twarz zdawała się z kamienia, tak srogi wyraz w niej się malował. A łydka lewa drgała teraz konwulsyjnie. — „Drganie mojej lewej łydki, ma u mnie wielkie znaczenie“ — wspominał o tem nieraz później Napoleon.