Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wadzi i łaską Swoją osłania!... Oh! jak mi ciebie brakowało w Bukareście — zaczął mówić po chwili milczenia. — Nie miałem nikogo do wysłania... Tak, tak, obsypali mnie tam wyrzutami i za wojnę i za pokój... a jednak wszystko tam prowadziło się jak należy, bo zawsze ten cel osiągnie, kto umie czekać cierpliwie na chwilę sposobną... I tam radcy rozmnażali się w nieskończoność, niby grzyby po deszczu, rady zaś sypali jak z rękawa, zupełnie jak teraz... Oh! ci radcy!... Gdyby ich się było słuchało, nie bylibyśmy zawarli pokoju z Turcją i wojna trwałaby dotąd. Kamenski byłby był zgubiony... na szczęście że wpierw umarł... on, który zdobywał fortece w 30.000 ludzi.. Zdobyć fortecę, to bagatela, ale rzecz główna doprowadzić wojnę do końca z pożytkiem dla państwa. Aby to zdziałać, nie wystarczy branie fortec szturmem i staczanie bitew. Co trzeba posiadać w wysokim stopniu to: „cierpliwość i umiejętność wyczekiwania“. Kamenski posłał żołnierzy na zdobycie Ruszczuku, a ja tylko cierpliwością i wyczekiwaniem, wziąłem więcej fortec niż on i doprowadziłem Turków do karmienia się mięsem końskiem... Wierz mi synu kochany — potrząsł głową uderzając się w piersi — wierz memu słowu, że i Francuzi skosztują tych samych przysmaków!
— Trzeba jednak będzie stoczyć bitwę? — wtrącił Andrzej.
— Zapewne, skoro wszyscy tego żądają, ale powtarzam ci raz jeszcze, że w pewnych razach, nic i nikt nie zastąpi tych dwóch najdzielniejszych żołnierzów, którym na nazwisko czas i cierpliwość. Z tymi dochodzi się do wszystkiego, cóż kiedy panowie radcy, nie chcą