Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czeli z cicha, rozchodząc się najspokojniej. — Głupstwo palnęliśmy i po wszystkiemu...
— A nie mówiłem wam, że to się źle skończy! — wystąpił teraz Alpatycz z ojcowską admonicją. — Potrzeba wam było tej biedy.
W dwie godziny mniej więcej, zajechały wozy i konie luzem przyprowadzono. Karpiaka zamknięto do aresztu gminnego, a wójta wypuszczono, za wstawieniem się samej księżniczki.
Teraz chłopi prześcigali się w gorliwości, napominając jeden drugiego, żeby pakować wszystko starannie, owijać i przykrywać słomą, aby się przypadkiem co nie popsuło.
Rostow nie chcąc narzucać się zanadto Marji, czekał we wsi, kiedy cały tabor wyruszy ze dworu. Gdy ujrzał jej powóz jadący na przedzie, przyłączył się i on do taboru, konwojując aż do Jankowa, zkąd już mogła dążyć bezpiecznie do Moskwy; w tamtej stronie bowiem nie było jeszcze wcale Francuzów. Na ostatnim popasie pożegnał ją z czcią najwyższą, nawzajem przez nią najczulej żegnany.
— Zawstydzasz mnie na prawdę księżniczko, okazując mi wdzięczność za moje nader małe zasługi. Pierwszy lepszy sprawnik byłby dokazał tego samego. Gdybyśmy mieli tylko takich bohaterów do zwalczania, ja chłopstwo w Boguczarewie — zaśmiał się — nieprzyjaciel nie byłby na pewno wtargnął tak daleko w nasz biedny kraj. — Zatrzymał się wzruszony i pomieszany. Po chwili dodał. — Czuję się najszczęśliwszym, chciej mi pani wierzyć, żem cię poznał i mógł oddać tę drobną