Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXXIII.

Niespełna w godzinę po owej rozmowie, wbiegła do księżniczki pokojowa z doniesieniem, że Dron wrócił prowadząc chłopstwo całym hurmem, według rozkazu od niej otrzymanego.
— Ależ ja ich wcale wołać nie kazałam! — Marja wykrzyknęła zmieszana najokropniej. — Powiedziałam tylko wójtowi, że ma im wydać zboże pańskie ze spichrza!
— To w takim razie, nie pokazuj im się na oczy, jaśnie oświecona barynio! odeślij ich z niczem! — błagała pokojówka składając ręce jak do modlitwy. — To wszystko kłamcy wierutni! Gdy wróci Alpatycz, wyjedziemy stąd najspokojniej. Tylko nie trzeba im się wcale pokazywać.
— Powiadasz zatem, że oni mnie oszukują?
— Ręczę za to! Proszę usłuchać mojej rady. Spytaj się barynio starej „niani“, ona powie ci to samo. Nie chcą ani nas puścić, ani sami wyjść ze wsi. Coś im ktoś nagadał i opierają się na swojem jak kozły!
— Chyba ty się mylisz Maruszka!... Musiałaś nie zrozumieć tego wszystkiego. Przyprowadź do mnie Wójta...
Dron potwierdził słowa pokojowej. Chłopstwo zebrało się na rozkaz księżniczki.
— Ależ nawet mi się nie przyśniło coś podobnego! Mówiłam ci Hrycku żebyś im rozdał zboże ze spichrza i na tem koniec.
Dron westchnął za całą odpowiedź.