Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do gabinetu bez zapowiedzenia, oficer okryty kurzem i potem kroplistym. Szepnął słów kilka po francuzku gubernatorowi, który pobladł śmiertelnie, wpatrując się w przybysza wzrokiem osłupiałym.
— Idź! idź już! — gubernator pożegnał pospiesznie Alpatycza, lekkiem głowy skinieniem. Ten oddalił się natychmiast, a gdy przechodził przez poczekalnią, wszyscy spojrzeli na niego badawczo i z najwyższym niepokojem. Wrócił czemprędzej do oberży, zwracając teraz baczniejszą uwagę na strzelaninę, która przybliżała się coraz bardziej ku miastu. Okólnik zawierał te słowa: „Mogę zapewnić uroczyście pana barona, że jak dotąd, nie zagraża żadne niebezpieczeństwo miastu Smoleńskowi. I prawdopodobnie, nie będzie nań narażone. Ja posuwam się z jednej strony, książę Bagration z drugiej, aby złączyć się pod samem miastem, w dniu 22 tego miesiąca. Wtedy obie armje będą broniły wspólnemi siłami, i swoich ziomków, i rządu powierzonego i złożonego w pańskie dłonie, póki ich usiłowania nie odniosą skutku pożądanego, póki nie wyprzemy wroga z naszej ukochanej ojczyzny, lub nie legniemy wszyscy na polu chwały! Widzisz więc panie gubernatorze, że możesz zostać najbezpieczniej w mieście, i uspokoić obawy mieszkańców Smoleńska. Gdy jest się bronionym przez dwie armje tak waleczne i nieustraszone, jak nasze wojsko, można być pewnym zwycięstwa!
(Rozkaz dzienny Barclay’a de Tolly, do gubernatora miasta Smoleńska, barona Ach — 1812).
Lud pełen trwogi, snuł się tłumnie po ulicach miasta.
Można było spotkać co krok wozy wyładowane, roz-