Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To samo zrobili żołnierze z jego szwadronu, krzycząc „hurra!“ w niebogłosy. Nareszcie położono go jak kłodę na sanki, odprowadzając aż do pierwszej stacji pocztowej.
Do połowy drogi, Rostow miał jeszcze ciągle pułk swój przed oczami, i trójkę niesprzedaną pysznych rysaków. Zwolna jednak, tamte obrazy zaczynały zacierać się w jego umyśle, a natomiast opanowywała go ciekawość pełna niepokoju. Co też zastanie w Otradnoe, które teraz występywało przed nim coraz jaśniej, im bardziej zbliżał się do tej miejscowości? Można było sądzić że uczucia potęgują się u niego tak samo jak szybkość ciał spadających z góry na dół. Na przedostatniej stacji dał trzy ruble na piwo postyljonowi, i wyskoczył z sani jednym susem, gdy te przed gankiem stanęły, z sercem bijącem na alarm, ze zbytku wzruszenia.
Skoro minął pierwszy szał radości przy powitaniu, uczuł pewien niesmak, coś nieokreślonego, co nas zwykło opanowywać, w obec zimnej, nieubłaganej rzeczywistości, zawsze jeszcze stokroć gorszej, od tego, na co byliśmy przygotowani. Żałował po niewczasie, że tak pędził na złamanie karku, skoro w domu rodzicielskim żadna przyjemność i pomyślność nań nie czekała. Przyzwyczajał się jednak zwolna do tego życia w ścisłem kółku rodzinnem, w którem na oko, nic się prawie nie było zmieniło. Rodzice tylko postarzeli się mocno w tych kilku latach. Nie było już pomiędzy nimi dawnej miłości i serdeczności. Wskutek kłopotów pieniężnych zakradła się była i wplotła w ich stosunek wzajemny pewna nieufność, dotąd im nie znana, pewien niepokój, trawiący ich, i siły fizyczne podkopujący. Sonia skończyła była