Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rywalkę swojej Milki najulubieńszej. Wśród rozmowy potocznej, o żniwach tegorocznych, wtrącił od niechcenia, wskazując ręką na ową charcicę:
— Zdaje mi się, że posiadasz pan nader cenną suczkę. Musi być pełną ognia?...
— Ta tu?... Tak, wcale nie zła, dobrze goni — odrzucił Haguin na pozór najobojętniej w świecie... A jednak za Erzę, odstąpił swojemu sąsiadowi, całe trzy rodziny poddanych; razem dwadzieścia dusz!
— A zatem, panie hrabio — prowadził dalej przerwaną rozmowę — i u was zbiór nie dopisał? — uznawszy zaś za stosowne, odpłacić pięknem za nadobne, zaczął z kolei przypatrywać się psom Mikołaja. Spostrzegł w końcu Milkę:
— Ależ to ty, hrabio, posiadasz sukę cudowną! tę czarną, żółtem nakrapianą.
— Tak, posiada cenne przymioty... w biegu niezrównana... Zobaczyłbyś — pomyślał Mikołaj — co warta moja Milka, gdybyśmy tak ruszyli jakiego starego, wytrawnego szaraka!
Zwrócił się w tej chwili do swego koniuszego, zapowiadając, że ten z pachołków, który wytropi pierwszy zająca, dostanie od niego rubla nagrody.
— Nie rozumiem — rzekł po chwili Haguin — zazdrości tak powszechnej pomiędzy łowcami, gdy rozstrzyga się spór, o ich sfory i o ubitą zwierzynę. Co do mnie, używam chętnie na wszystkiem: Na przejażdżce po świeżem powietrzu, na miłem towarzystwie, jak naprzykład dzisiaj — tu skłonił się znowu szarmancko w stronę Nataszki — ale kłócić się o każdą skórę i sztukę ubitej