Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żeby młody hrabia, wyświadczył mu ten zaszczyt, i raczył zapolować teraz na jego gruncie. Ma on kotlinkę, w której o każdej porze dnia, bierze się zająca na pewno.
Nataszka wielce niespokojna o brata, bojąc się żeby rozmowa nie stała się nadto burzliwą, postępywała za Mikołajem zwolna i zdaleka. Przybliżyła się zupełnie, widząc jak się panowie witają i zaznajamiają nawzajem, z całem wylaniem i serdecznością. Haguin zdjął teraz czapkę zupełnie, podziwiając z zapałem jej grację. Zapewniał szarmancko, że jest żywem odbiciem bogini Djany, tak przez zamiłowanie do łowów, jak i swoją pięknością olśniewającą.
Aby przebłagać Rostowa ostatecznie, za nadużycie popełnione przez jego służalca, nie odstąpił od propozycji, żeby całe towarzystwo zapolowało u niego na zająca. Przystano na to bardzo chętnie, i cały tabor, pomnożony przez drużynę Haguina, przeniósł się na tegoż terytorjum.
Jechano na przełaj, przez pole świeżo zorane. Panowie złączyli się razem, utworzywszy kółko odrębne. Każdy z nich przypatrując się z pod oka psom obcym, drżał na myśl, że mógłby znajdować się w czyjej psiarni, pies lepszy, niż w jego sforach, przewyższający jego własne psy, czy to siłą, czy węchem doskonalszym.
Rostowa uderzyła szczególniej charcica Haguina. Pochodziła z najczystszej rasy angielskiej. Nóżki miała jak utoczone, pyszczek długi i wązki, członki giętkie, elastyczne, a muszkuły jakby ze stali ukute. Słyszał mnóstwo pochwał, co do szybkości i sprytu chartów Haguina. W tej prześlicznej suce przeczuwał niebezpieczną