Przejdź do zawartości

Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Daniło zażenowany i unieszczęśliwiony, że w ogóle znajduje się w pokoju, zaniepokoił się jeszcze bardziej, rozkazem wydanym przez młodą panienkę. Wysuwał się bokiem za drzwi, z łokciami przy sobie, żeby przypadkiem nie zawadzić o „pannuńcię“ udając zupełnie głuchego.





IV.

Stary hrabia, mimo że zawsze polowanie było u niego utrzymywane na wielką stopę, prawie się niem nie zajmywał, oddawszy takowe synowi pod opiekę. W dniu piętnastego września, był wyłącznie w tak dobrym humorze, że postanowił i on wziąć udział w wyprawie.
Wkrótce tak psy jak i strzelcy, zgromadzili się przed gankiem pałacu. Mikołaj, z czołem ponuro zmarszczonem, przeszedł koło Pawła i Nataszki, nie słysząc wcale co do niego mówili. Czyż w chwili tak uroczystej, mógł umysł jego zajmywać się drobnostkami? Obejrzał wszystko najdokładniej, wysłał napród swory z dojeżdżaczami, sam zaś dosiadł swego dzielnego bułanka Dońca. Świsnął na swoje pieski i wyjechał za bramę dziedzińca, kierując się drogą ku lasowi w Otradnoe. Jeden z pachołków stajennych, prowadził za uzdę klacz skarogniadą, z grzywą już cokolwiek pobielałą, nazywającą się Wiflanka. Była to poczciwa, stara klaczka samego hrabiego. Miał wsiąść na nią aż pod lasem, do lasu zaś jechał w dorożce.