Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tryumfuje w końcu!... Wykradnie ją, i uwiezie z sobą na koniec świata!
— Tak, kocham jego jedynie! — powtarzała Nataszka, odczytując po raz dwudziesty słowa płomienne, przejęta coraz bardziej tym samym ogniem namiętnym, którym one dyszały.
Marja Dmytrówna zaproszona na wieczór do Arbarowów, chciała zabrać ze sobą obie panienki. Nataszka jednak pod pretekstem silnego bólu głowy, została w domu i zamknęła się na klucz w swoim pokoju.





XXVIII.

Sonia wróciła bardzo późno z wieczoru od Arbarowów. Przez garderobę bocznemi drzwiczkami, wśliznęła się na palcach do pokoju Nataszki. Jakże się zdziwiła, zobaczywszy ją nierozebraną i śpiącą na kanapie. List rozpieczętowany uderzył Sonię zaraz na wstępie. Leżał obok niej na stoliczku. Wzięła go w rękę, przebiegła oczami i skamieniała z przerażenia. Kiedy niekiedy spozierała na uśpioną, z najwyższem zdumieniem, szukając, ale nadaremnie w jej rysach klucza zagadkę rozwiązującego. Twarz jej wyrażała błogi spokój i szczęście w całej pełni, podczas gdy Sonia blada i drżąca z trwogi śmiertelnej, upadła na fotel, bliska omdlenia, przyciskając serce oburącz, uderzające jakby młotem. Nareszcie wybuchnęła gorżkim płaczem.